czwartek, 8 stycznia 2015

O muzealniku, który nie został agentem

Dlaczego ludzie wierzą?
Bo chcą wierzyć.
Dlaczego ludzie się boją?
Bo chcą się bać. 

Wzbudzanie w ludziach strachu, a przynajmniej głębokiego niepokoju, było jednym z podstawowych narzędzi Służby Bezpieczeństwa. Strasząc mogłem zdobywać informację, zniechęcać do wywrotowych działań, a nawet zdobywać agenturę, choć taka zaszantażowana agentura rzadko przynosiła wartościowe informacje. No, ale cóż... z braku laku... Niestety, odpowiednie rozmowy ostrzegawcze, czy werbunkowe, nie zawsze przebiegały tak, jakbym sobie tego życzył. 

Dyskretna Reklama

Koniec Dyskretnej Reklamy

Pewnego razu przełożeni zaczęli przeglądać papiery i ze zdumieniem odkryli istotne braku na odcinku "zabezpieczenia operacyjnego"... pracowników muzeów. Czyli, że nie ma wśród nich żadnego tajnego współpracownika. Trzeba było kogoś zwerbować.


Pojechałem więc do odpowiednich kadr przejrzeć dokumenty. Długo nic nie mogłem znaleźć, aż trafiłem na człowieka, który właśnie wracał z wyprawy do dorzecza Amazonii. Jak wrócił - myślałem - to na pewno przywiózł coś, czego przywozić nie powinien. I jak ze mną będzie rozmawiał, to się będzie bał i dla świętego spokoju podpisze zobowiązanie do współpracy. Plan prosty, sprawdzony i skuteczny. 

I faktycznie! Gdy zacząłem z człowiekiem rozmawiać, ten zaczął mi pokazywać całą kolekcję strzał, grotów strzał, strzałek do dmuchawek i całą masę innych tego typu rzeczy, które zdobył w rzeczonej Amazonii. Niektóre groty były w kapturkach. Gdy się o to zapytałem, muzealnik jął mi jeszcze szybciej i z jeszcze większymi wypiekami na twarzy opowiadać, że są to strzały trujące, o własnościach tej trucizny i o konieczności ostrożnego obchodzenia się z nimi. 

No to cię mam, gagatku, pomyślałem. Truciznę nam do kraju sprowadza, zagrożenie na pracowników. Połamane BHP, Sanepidy i może jeszcze przemyt w tle. Ale kiedy zacząłem kierować rozmowę na te tory, kiedy zacząłem mu to wszystko opowiadać, on... tylko machnął na to ręką, rzucił coś typu "Nieważne, jakoś to będzie" i zaczął mi dalej opowiadać o kolejnych strzałkach czy łukach. 

Rozmowę na odpowiednie tory próbowałem kierować jeszcze kilkakrotnie. Jednakże interlokutor bądź nie słyszał, co starałem mu się przekazać, bądź słyszał, rozumiał i wzruszał ramionami. Dla niego liczył się jedynie sukces wyprawy, strzały, łuki i konstrukcja przyszłej ekspozycji muzealnej. 

Niedoszły agent okazał się człowiekiem, dla którego praca była pasją. Nie dał się zwerbować, bo nie widział niebezpieczeństwa. Czy to go czyni odważnym? Nie bardziej niż konia z kawału:

- Kup Pan konia!
- Ale on jest przecież ślepy!
- A tam ślepy, dobry koń.
- To puść go Pan kłusem na tamten mur, zobaczymy czy się zatrzyma.
Sprzedawca tak zrobił. Koń rozpędził się i walnął głową w mur.
- Widzi Pan - mówi nabywca - ślepy kompletnie.
- Hmmm... - zamyślił się sprzedawca - Może i ślepy. Ale jaki odważny!

Czy muzealnik był na niebezpieczeństwo ślepy? Nie sądzę. Sądzę, że się nie bał, bo po prostu nie chciał się bać. Gdyby takich było więcej, miałbym zdecydowanie utrudnioną pracę. 

Dyskretna Reklama

Koniec Dyskretnej Reklamy



6 komentarzy:

  1. Już dwa dni spóźnienia. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech... jak ten czas leci...
      Ale cieszę się, że są czytelnicy którzy czekają i się domagają kolejnych wpisów. Właśnie takowy zamieściłem.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. no ale udało się jakieś inne zabezpieczenie operacyjne w tym ważnym sektorze zwerbować?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cośtam się udało, ale to tylko dla statystyki, bo tam się nic nie działo ciekawego.

      Usuń
    2. dla dobra ojczyzny nie można lekceważyć żadnego sektora. Przykładem niech będzie spisek kelnerów :)

      Usuń
    3. Nieźle powiedziane. Jednym z takich zlekceważonych sektorów byli... palacze w kotłowniach. Wówczas prawie każdy zakład pracy miał kotłownię a w kotłowniach palaczy. Jak ich werbowałem, to się ze mnie koledzy śmiali. A ja mówiłem "Skoro aresztowaliśmy ostatnio kilku za działalność antypaństwową, to chyba coś na rzeczy jest" i "Po co mi profesor-agent, który nic nie wie, jak mogę mieć palacza, który wie wszystko?"

      Ale do kolegów to nie docierało. A potem się obudzili z ręką w nocniku, jak zaczęli protestować lekceważeni robotnicy, a nie obstawiona agenturą inteligencja. A już na pewno nie muzealnicy.

      Usuń