wtorek, 15 grudnia 2015

10 lat kremlowskiej propagandy, czyli RT ujawnia swoje sekrety

Z okazji 10 urodzin, 
telewizja Russia Today postanowiła wybrać się z kamerą za kulisy
i pokazać, jak działa 
ta Tuba Propagandowa Kremla,
Głośnik Putina,  Rozgłośnia Szatana.

Innymi słowy mówiąc, bardzo śmieszny, 4 minutowy filmik. Oczywiście to nie ja go zrobiłem, ja tylko dodałem napisy. Informacje o źródle w opisie filmu.

Jeśli napisy nie pokażą się automatycznie, trzeba będzie wcisnąć na filmiku przycisk CC.




środa, 23 września 2015

"Komunę obaliliśmy, a nadal jest źle. Dlaczego?" Czyli 1984 Orwella właściwie odczytany

Niedawno miało miejsce wydarzenie o dużym znaczeniu dla tego bloga. Otóż portal niebezpiecznik.pl zdecydował się przedrukować mój wpis "o tym jak zbierałem metadane zanim to było modne", za co jestem portalowi naprawdę bardzo wdzięczny. Dzięki temu przedrukowi zdobyłem bardzo dużo nowych czytelników (których niniejszym jak najserdeczniej pozdrawiam), którzy zostawili wiele ciekawych komentarzy. Na większość z nich odpowiedziałem, jak umiałem najlepiej. Zauważyłem jednak wśród czytelników pewien niepokój, który można sformułować mniej więcej "Komunę obaliliśmy, a nadal jest źle. Dlaczego?" Niektórzy starają się sugerować, że to przez "brak dekomunizacji". Tymczasem sprawa jest bardzo głęboka i systemowa. I żeby wykazać, że nie są to moje wymysły, sięgnę po klasyczną książkę: "Rok 1984" George'a Orwella.


piątek, 4 września 2015

Kolega Władymir Putin opowiada kawał :)

Kawał znalazłem dawno temu, w opisie filmu pokazałem gdzie. Dorobiłem tylko napisy. Niestety nie potrafiłem dzielić ich na linijki. 

Jeśli polskie napisy się nie włączą same, trzeba je uruchomić tym małym prostokątem w rogu.



Kawał mi się przypomniał, bo przeczytałem ostatnio poważny artykuł o Kuklińskim 

Pozdrawiam!


sobota, 22 sierpnia 2015

Nuklearny atak na Donieck?

Nuklearny atak na Donieck 
jako wstęp do III Wojny Światowej 
planowany przez USA
od 1990 roku?


Przypadek?
Mam nadzieję. 

Poważniejsze posty wkrótce.


poniedziałek, 15 czerwca 2015

O tym jak zbierałem metadane, zanim to było modne

Cała Polska żyje odgrzewaną aferą podsłuchową. Pomyślałem więc, że i ja napiszę coś o podsłuchach. A że parę tygodni temu Przywódca Wolnego Świata Prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, Noblista Barack Obama otrzymał autoryzację od kongresu na dalsze zbieranie informacji o połączeniach telefonicznych swoich obywateli, pomyślałem że opowiem, jak ja, będąc oficerem Służby Bezpieczeństwa, podsłuchiwałem obywateli PRL.

Dyskretna Reklama

Koniec Dyskretnej Reklamy

Jak wyglądało zakładanie podsłuchu opozycji politycznej w Polsce Ludowej? Wbrew pozorom nie było to tak proste, jak mogłoby się wydawać. Najłatwiejszy był podsłuch telefoniczny. Na jego instalację potrzebowałem jedynie zgodę Szefa do Spraw Służby. Z grubsza rzecz biorąc w każdym z 49 województw był jeden taki człowiek. Gorzej było z podsłuchem pokojowym. Tu zgodę musiał wyrazić chyba sam minister spraw wewnętrznych. Skąd ta różnica?


piątek, 22 maja 2015

O 1. Maja, Służbie Bezpieczeństwa, Władzy Ludowej i Władzy W Ogóle

[przypominam, że poniższy wpis jest dzisiaj drugim z kolei. Pierwszy znajdą Państwo między innymi tutaj]

Pierwszy Maj. Święto Pracy. Radosny czas, kiedy robotnicy, chłopi i inteligencja pracująca czczą swój przywilej pracy dla wspólnego dobra, wychodząc na ulicę w zorganizowanych pochodach i dziękują swoim reprezentantom za opiekę. Reprezentanci w zamian poprawiają (na jeden dzień) zaopatrzenie w sklepach i kłaniają się ludowi.
Dyskretna Reklama

Koniec Dyskretnej Reklamy


Z pierwszym maja wiąże się wiele anegdot, typu transparent Polskiej Akademii Nauk niesiony przez kadrę naukową pod trybuną I Sekretarza Władysława Gomółki z napisem "PAN z Wami, Towarzyszu Wiesławie", czy też lapsus konferansjera zapowiadającego przemarsz kolejnych warszawskich dzielnic: "Wola już przeszła, właśnie przechodzi Ochota". Większość z tych anegdot prawdopodobnie jest wyssana z palca, ale jest zabawna i nie ma powodu, by ich nie przytaczać. 

Dla mnie, jako początkującego funkcjonariusza Służby Bezpieczeństwa 1. Maj oznaczał nieco więcej pracy. Prawdziwy mozół przyszedł dopiero w drugiej połowie lat '80 XX wieku, kiedy manifestacje były zakłócane, gdy odbywały się kontrmanifestacje i w ogóle gdy wiara społeczeństwa w istniejący ustrój podupadała. Ale w drugiej połowie wesołych lat '70 wszystko szło gładko.


O tym, jak raz w życiu odniosłem materialną korzyść z przeszukania

Jak już wielokrotnie pisałem, istotną częścią mojej pracy były przeszukania. Bo Władza Ludowa miała cały katalog artykułów, których posiadania zabraniała, bądź których posiadanie traktowała podejrzliwie. Czytelnicy zapewne się domyślają, że katalog taki ze swej natury nie mógł mieć charakteru zamkniętego. W określaniu stopnia antypaństwowości danego przedmiotu należało brać pod uwagę nie tylko ową rzecz samą w sobie, lecz również osobę, u której dana rzecz została znaleziona, jak również szerszy kontekst owego znaleziska. Jak ładnie ujął to pewien przeszukiwany magister filozofii, mieliśmy do czynienia z konfliktem pomiędzy noumenalną istotą przedmiotu a jego istotą fenomenalną. Na usprawiedliwienie magistra należy wspomnieć, że akurat pisał doktorat z protofenomenologii Immanuela Kanta i wszystko mu się kojarzyło. 

Dyskretna Reklama

Koniec Dyskretnej Reklamy

Po co powyższy wstęp? A no po to, bym mógł opowiedzieć Państwu historię pewnego wyjątkowego przeszukania. Wyjątkowego, bo - wbrew moim wysokim standardom moralnym - odniosłem z niego osobistą, materialną korzyść. A oto ona:

Pewnego razu doszły mnie słuchy o pewnym młodym człowieku, który zamierzał rozpocząć działalność antypaństwową. Człowiek ów, jak to zwykle z inteligentami bywa, działalność ową rozpoczął od opowiadania wszem i wobec, że będzie ją prowadził.


wtorek, 5 maja 2015

Majówka

Majówka się przedłuża. Obiecany wpis będzie dopiero około 08-05-2015.
Pozdrawiam!


piątek, 1 maja 2015

Pierwszomajowe pozdrowienie

Z okazji 1 maja, święta pracy, 
pragnę jak najserdeczniej pozdrowić moich czytelników.

Mam nadzieję, że pogoda czytelnikom dopisała
i udało im się miło spędzić czas przy tradycyjnym, 
pierwszomajowym grillu. 

Jak niektórzy pamiętają, gdy pracowałem w Służbie Bezpieczeństwa, kraj inaczej spędzał 
to ważne dla Władzy Ludowej święto. 
Dlatego właśnie w najbliższym wpisie opowiem, 
co Służba Bezpieczeństwa musiała robić w związku z  obchodami (pochodami) dzięki czemu czytelnicy zdobędą dodatkowy wgląd
w mechanizmy działania Władzy Ludowej. 

Wpis zamieszczę jednak dopiero 5 maja, 
bo obecnie majówkuję. 

Zapraszam więc we wtorek i pozdrawiam!


środa, 22 kwietnia 2015

O życzliwych postawach obywatlei wobec Służby Bezpieczeństwa

Dziś rozpocznę swoją opowieść nietypowo, a mianowicie od wydarzenia z późnych lat 90. Otóż wówczas mój syn postanowił (po raz czwarty w życiu) podejść do egzaminu na prawo jazdy. Rejestrując się przeżył zaskakującą przygodę. Pani urzędniczka, spoglądając na nazwisko, zapytała "czy ojciec nie pracuje czasem w Policji"? Syn przytomnie odpowiedział, że "kiedyś ojciec pracował w Wojewódzkim Urzędzie Spraw Wewnętrznych". Pani urzędniczka od razu zrozumiała o co chodzi, ucieszyła się i wspomniała, że "ojca pamięta", bo - jak to ujęła - "miał nas pod ochroną w... (tu podała zakład pracy)". Po czym ucieszyła się ze spotkania i kazała "serdecznie ojca pozdrowić", czego mój syn nie omieszkał uczynić. Więcej z panią z ośrodka ruchu drogowego nie miał niestety do czynienia, bo tym razem, w końcu, egzamin zdał.

Dyskretna Reklama

Koniec Dyskretnej Reklamy

Przyjazna reakcja pani urzędniczki (którą oczywiście pozdrawiam) nie jest dla mnie szczególnym zaskoczeniem. Ludzie byli nam, funkcjonariuszom, zdecydowanie bardziej przychylni, niż opowiada dzisiejsza telewizja. Dlatego nie musieliśmy kryć się z naszą pracą przed sąsiadami, czy znajomymi. Oczywiście zdarzały się przypadki, gdy ktoś miał tzw. "tajny etat", a więc mówił że pracuje w np. wodociągach miejskich, a tak naprawdę pracował w SB. Ale zdarzało się to niezwykle rzadko, szczególnie w wywiadzie, kontrwywiadzie i wydziale B (obserwacja). Za to tajemnica była wówczas zupełna - nawet żona takiego funkcjonariusza nie miała prawa znać prawdziwego zajęcia męża.


środa, 15 kwietnia 2015

O kilku rodzajach picia w SB, spiskach i porach przyjmowania interesantów

Feliks Edmundowicz Dzierżyński, stając na czele poprzedniczki KGB, czyli Wszechrosyjskiej Komisji Nadzwyczajnej do Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem, (tzw. "Czeka") pouczał, iż dobry czekista powinien mieć  gorące serce, chłodny umysł i czyste ręce. Tak to pouczenie przynajmniej zapamiętałem i starałem się ideałom tym sprostać. Jednakże do wymienionych przymiotów dodałbym jeszcze mocną głowę i silną wątrobę. Bo w Służbie Bezpieczeństwa piło się niemało. 
Dyskretna Reklama

Koniec Dyskretnej Reklamy
Alkohol dla Służby Bezpieczeństwa był jednym z najważniejszych narzędzi. Przede wszystkim piło się po pracy ze współpracownikami. I to na komendzie, co może być dziś dla wielu zaskakujące. Jak to? W miejscu pracy? Alkohol? Ależ oczywiście! To logiczne, jeśli się nad tym zastanowić. Przecież komenda była objęta kontrolą kontrwywiadowczą. Ryzyko podsłuchu było minimalne. Podobnie znikoma była szansa, że choćby pojedyncze zdanie z rozmowy dotrze do niedyskretnych uszu. Jeśli czytelnicy pamiętają aferę podsłuchową z 2014 roku, gdzie kelnerzy podsłuchali szefa NBP, bo gadał w jakiejś restauracji na poważne tematy, to zrozumieją, że nasza paranoja miała swoje głębokie podstawy.


poniedziałek, 30 marca 2015

Jak uzdrowiłem rewizora z warszawy

Witam moich czytelników.

Przykro mi, że przez ostatnie kilka miesięcy nic nie napisałem. Nie chcę się jednak tłumaczyć. Niniejszym proszę więc potraktować mnie tak, jak ja traktowałem swoich opozycjonistów, gdy nabroili: przyjąć ode mnie "czynny żal" i "postanowienie poprawy", wybaczyć i zaufać, że w kolejnych miesiącach będzie lepiej. Niestety, obawiam się, że tempo jednej historii co trzy dni nie będzie już możliwe. Postaram się jednak napisać coś co najmniej raz na tydzień. 

Czasem gdy sobie siedzę i obmyślam kolejne posty boję się chwili, w której skończą mi się tematy. Wtedy przypominam sobie, że przecież to nie jest książka (na razie) tylko blog, gdzie dobór treści jest zależny od samych czytelników. Dlatego proszę śmiało pytać i komentować. Po takich prośbach często udaje mi się napisać coś ciekawego. 

Pozostaje mi więc jeszcze raz za lenistwo przeprosić i w ramach pokuty wyjątkowo zrezygnować z męczenia czytelnika reklamami. 

A teraz...

Krótka historia cudownego uzdrowienia kontrolera z Warszawy
i zbawiennych konsekwencji tegoż uzdrowienia

Służba Bezpieczeństwa nie miała do siebie zaufania, więc sama siebie regularnie kontrolowała. Jeśli wykonywało się swoje obowiązki rzetelnie, kontrole takie nie były groźne. Ale wiadomo - zawsze można się do czegoś przyczepić. Dlatego bardziej niż kontroli baliśmy się kontrolerów. Bo jak się upierdliwy trafił, to mógł kazać się nam tłumaczyć z błahostek, co zabierało czas i szargało nerwy.

Pewnego razu otrzymaliśmy informację, że przyjeżdża wizytator z Warszawy na tzw. "kontrolę kompleksową". Kompleksową, czyli taką, gdzie sprawdza się różne sprawy obiektowe, sposoby współpracy z agenturą itp. Jak się czytelnicy zapewne domyślają, taka ocena w dużej mierze była subiektywna, więc wiele zależało od pozyskania sympatii kontrolera. A jak pozyskać sympatię funkcjonariusza SB, niezależnie od stopnia? Jedzeniem, wódką i przyjazną atmosferą. I to własnie zamierzaliśmy w dniu przyjazdu gościa uczynić.

Warszawiak owszem, zaproszenie na kolację przyjął. Potem jednak sprawy przybrały zły obrót. Przy pierwszym toaście, wyjaśnił, tonem żalu, złości i skargi, że niedawno musiał przeleżeć jakiś czas w szpitalu z uwagi na nie do końca dla lekarzy zrozumiałe problemy z sercem. Lekarze - jak twierdził - nie potrafili zrobić dla niego nic poza kategorycznym zabronieniem mu picia alkoholu. To był dla nas szok. W takich warunkach nie przyszło nam jeszcze pracować. Trzeba było działać szybko i nieszablonowo.

Przeprosiłem towarzystwo i poszedłem podzwonić. Całe szczęście miałem wówczas pod opieką  dużą ważną placówkę medyczną, więc mogłem zadzwonić do ordynatora kardiologii i poprosić o kilka informacji oraz o drobną przysługę. Gdy dostałem co chciałem, mogłem wrócić do kolacji.

Po chwili pogaduszek wróciłem do tematu zdrowia naszego gościa. Zapytałem się go o przeprowadzone badania i o inne szczegóły, by następnie ze zdumieniem słuchać jego odpowiedzi. Wreszcie zacząłem mu tłumaczyć, jak bardzo został skrzywdzony. Jak źle został w szpitalu potraktowany. Że nie tak się traktuje pułkownika instytucji ważnej dla ustroju Ludowej Rzeczpospolitej. Zacząłem go przekonywać, że nasi specjaliści są jednymi z najlepszych w kraju i że załatwimy mu najlepszą opiekę w Polsce, taką, że nawet Fidel Castro by zazdrościł. Kontroler na początku trochę oponował, miał przecież u nas do wykonania misję. Wytłumaczyłem mu jednak, że jeśli zostawi nam odpowiednie wskazówki, będziemy mogli wykonać większość pracy sami, a on pod koniec jedynie sprawdzi prawdziwość naszych wniosków. Nastrój biesiady wyraźnie się poprawił.

Nazajutrz zawieźliśmy kontrolera do szpitala, gdzie czekało już na niego miejsce i miła obsługa. Czytelnicy domyślają się, że to była właśnie ta przysługa, o którą prosiłem "znajomego" doktora dzień wcześniej. Pułkownik zabrał się więc żwawo za leczenie, a my za kontrolę.

I tak to trwało tydzień. Nasz gość faktycznie otrzymał bardzo kompleksowe badania, a my, korzystając ze wskazówek, przejrzeliśmy sprawy i sporządziliśmy odpowiedni protokół pokontrolny. Mówił on, że że nasz wydział działa sprawnie i poza drobnymi uchybieniami (musieliśmy przecież coś u siebie znaleźć) niczego nie można było nam zarzucić. Najlepszą wiadomością było jednak to, że badania serca i innych organów kontrolera z Warszawy jasno wykazały, że jest on w istocie okazem zdrowia, a wszystkie problemy jakie miał, wynikały po prostu z przepracowania. W szczególności jednak nie zauważono u Warszawiaka najmniejszych przeciwwskazań dla spożywania alkoholu.

Cała sprawa zakończyła się więc podwójnym happy endem. A nawet potrójnym, bo nasz gość, radosny z odzyskanego zdrowia, wreszcie mógł, jak porządny Polak i funkcjonariusz SB, zjeść z nami miłą, pożegnalną kolację i nie skąpić sobie trunków. I prawo to wykorzystał w całej pełni.


sobota, 31 stycznia 2015

Młodzi faszyści, polscy partyzanci, czyli jak zadusiłem nazistowskiego gada w zarodku.

W mojej karierze w Służbie Bezpieczeństwa nie zajmowałem się jedynie opozycją demokratyczną. Zajmowałem się wszystkim, co wiązało się z bezpieczeństwem państwa i nie lekceważyłem niczego. Szczególnie przed stanem wojennym, bo wówczas nie działo się tak wiele i mogłem poświęcać czas na różne ciekawe sprawy. 
Dyskretna Reklama

Koniec Dyskretnej Reklamy

Jedną z moich ulubionych opowieści jest ta o młodych faszystach. Otóż pewnego razu miałem odbyć rutynowe spotkanie z agentem. Było to w czasie letniej kanikuły, gdy nawet opozycja jechała nad polskie morze czy jeziora, by oderwać się od ciągłego stresu walki politycznej i nabrać sił na dalsze zmagania z komunizmem. Tak więc idąc na spotkanie nie spodziewałem się usłyszeć jakichkolwiek rewelacji. Stało się jednak inaczej. 

Agent doniósł mi, że słyszał, że na jednym z podwórek dzieciaki bawią się w wojnę, a jedna z walczących grup mówi, że są faszystami. I że grupie tej przewodzi jakiś tajemniczy osiemnastolatek. 


środa, 28 stycznia 2015

Jak, komu i dlaczego donosiłem na Milicję Obywatelską

Niedawno, gdzieś w internecie, przeczytałem pełen pogardy wpis, w którym były milicjant w ostrych słowach atakuje oficerów SB, przedstawiając ich jako skończonych łotrów i szubrawców. Na tak niskie mniemanie w jego oczach zasłużyliśmy tym, że donosiliśmy na milicjantów.

Dyskretna Reklama

Koniec Dyskretnej Reklamy

Starałem się mu wytłumaczyć (bez większej nadziei na znalezienie u niego zrozumienia), że na tym właśnie polegała nasza praca. By wyłapywać wszelkie nieprawidłowości i donosić o nich komu trzeba. Stali czytelnicy pamiętają historię o tym, jak donosiliśmy I Sekretarzowi PZPR na skorumpowanego członka PZPR, albo jak ja donosiłem na swoich kolegów, którzy pytali się mnie o sprawy niebędące w ich obszarze zainteresowania. 

Milicjantowi przypomniałem również, że tak to się już działało w całej historii świata. Nawet przytoczyłem mu anegdotę o aferze gospodarczej w starożytnym Egipcie, gdzie grupa kapłanów przywłaszczała sobie majątek świątynny. Przestępstwo to wykraczało daleko poza nasze pojęcie defraudacji. Było to równocześnie przestępstwo pospolite (kradzież), urzędnicze (przekroczenie uprawnień) i religijne (kradzież dóbr należących do bogów) i było uważane za jedną z najcięższych zbrodni. A wiemy o tej aferze, bo zachował się... protokół śledztwa.


niedziela, 25 stycznia 2015

O roli szacunku, krótkim werbunku i owocnej współpracy

Mam nadzieję, że zdołałem już czytelników przekonać, że duża część mojej roboty polegała na wyszukiwaniu odpowiednich kandydatów na agentów. A gdy się już kandydata znalazło, to trzeba go było zwerbować, czyli przekonać do współpracy. Czasem był to proces długi i stopniowy, o którym jeszcze kiedyś napiszę. Ale czasem udawało się złowić wspaniałego człowieka dosłownie w ciągu kilkunastu minut. Szczególnie, jeśli wcześniej zebrało się o nim odpowiednio dużo informacji.

Dyskretna Reklama

Koniec Dyskretnej Reklamy


Pewnego razu dowiedziałem się, że w jednej z organizacji opozycyjnej jest taki mały śmieszny człowieczek, z którego wszyscy kpią. I choć w organizacji starał się zaistnieć i aktywnie działać, koledzy zupełnie go nie szanowali. On jakoś to znosił, podobnie jak bita żona znosi wybryki męża, bo boi się samotności albo nie zna innego życia. Ale ja zakładałem, że gdzieś w głębi ducha człowiek ten chciałby coś w swoim życiu zmienić.


czwartek, 22 stycznia 2015

Jak (można było) zostać oficerem SB

W komentarzu do poprzedniego posta Vatro12 poprosił mnie, żebym opowiedział, jak w Służbie Bezpieczeństwa wyglądała rekrutacja, jak można było zostać funkcjonariuszem SB. Obiecałem o tym napisać i niniejszym słowa dotrzymuję, przesuwając (niemal gotową i pewnie zabawniejszą) opowieść o werbowaniu frustratów na dalszy termin.  

Dyskretna Reklama

Koniec Dyskretnej Reklamy

Rekrutacja w SB była procesem długofalowym. Staraliśmy się maksymalizować szanse posiadania wybitnych pracowników. Nie zawsze się nam to udawało. Po stanie wojennym, kiedy w krótkim czasie liczba funkcjonariuszy zwiększyła się o 50%, narastał szereg negatywnych zjawisk, takich jak nepotyzm i kolesiostwo. Ale co poradzić! Dla nas najważniejszy był kręgosłup ideologiczny, a ten łatwiej jest odszukać wśród rodziny i przyjaciół, niż w kręgach od siebie niezależnych.

Zanim jednak nastał stan wojenny sito było znacznie szczelniejsze. Staraliśmy się sami znajdować potencjalnych pracowników. Właściwie nie można było przyjść do kadr, przynieść CV i liczyć na jego pozytywne rozpatrzenie. To zadaniem służby było znaleźć odpowiedniego człowieka, po czym zaproponować mu pracę. Nie zajmowała się tym żadna wydzielona komórka. Gdy był wolny etat, staraliśmy się ten etat zapełnić, dyskutując, który z kandydatów których mieliśmy na oku może być najlepszy.


poniedziałek, 19 stycznia 2015

Jak przekułem sukces opozycji w porażkę

Moim podstawowym celem było ZAPOBIEGANIE działalności wrogiej PRLowi. A najlepszym sposobem owego zapobiegania było wpędzanie opozycjonistów w tzw. "wyuczoną bezradność", w poczucie, że SB wie wszystko i że wszystko może. I że opozycji i tak się nic nie uda i nie warto nawet próbować. Im więcej ludzi miało takie poczucie, tym mniej miałem pracy. 


Dyskretna Reklama

Koniec Dyskretnej Reklamy

Aby osiągnąć ten cel wystarczyło kilka umiejętnie wycelowanych, destrukcyjnych akcji. Wykonanych między innymi rękoma odpowiednio dobranych i wychowanych tajnych współpracowników. 

Pewnego razu dobrze uplasowany agent doniósł mi, że niewielka organizacja w której działał weszła w posiadanie  farby drukarskiej oraz matryc białkowych do powielacza*. Szczególnie ta pierwsza zdobycz była wyjątkowo cenna. Ktoś z jakiejś państwowej drukarni, ryzykując braki na inwentaryzacji, odpalił opozycji całą dużą puszkę farby. Opozycjoniści uważali, że odnieśli sukces. I trzeba było im ten sukces zabrać. 


piątek, 16 stycznia 2015

Jak udaremniłem zamach terrorystyczny lepiej niż FBI

Nie wiem, czy słyszeliście o 20 latku, który chciał wysadzić Kapitol i powystrzelać polityków. Ponieważ działalność taka jest w USA zabroniona*, FBI go złapała i zamknęła do więzienia. A jak tego dokonali?

Dyskretna Reklama

Koniec Dyskretnej Reklamy

Według oficjalnych informacji cała sprawa wyglądała tak: 20 latek szukał w internecie sposobów na budowę prostej bomby i kupił sobie karabin. Na Facebooku wypisywał, że jest zwolennikiem Państwa Islamskiego i że będzie robił Dżihad. Co prawda do Waszyngtonu nawet się nie zbliżył, ale FBI sygnałów takich nie zlekceważy. Posłała więc do niego swojego tajnego współpracownika, TW (których oni nazywają "informatorami"), żeby kolesia wybadał. No i Dżihadysta - amator chętnie opowiedział informatorowi, kogo zastrzeli a kogo wysadzi i w jakiej kolejności, a nawet pokazał mu stosowną listę (w myśl słów piosenki "tej nie kocham, tej nie lubię, tej nie pocałuję, i bombeczkę zmajstrowaną wszystkim podaruję")


wtorek, 13 stycznia 2015

Jak wymyśliłem niewinnego chłopca, by pozyskać niewinnego człowieka

W poprzednim poście wspominałem, że ludzie boją się, bo chcą się bać. W tym poście chciałbym twierdzenie to, dla odmiany, zilustrować przykładem udanego werbunku.

I tym razem miałem do zabezpieczenia pewien obiekt. Znowu udałem się więc do odpowiednich kadr, przejrzeć papiery. Oczywiście znalazłem obiecującego kandydata. Starego kawalera. Tak, w PRL nie było jeszcze pojęcia "singiel". Był "stary kawaler". I generalnie źle się kojarzył, bo PRL był ustrojem prorodzinnym. Chłopak po szkole średniej miał iść na dwa lata do wojska, tam wojskowi hartowali jego ducha, zamieniali chłopaka w mężczyznę, ten wracał i znajdował kobietę. Kobieta zachodziła w ciążę, brali ślub, państwo dawało im żłobek, a potem przedszkole, mieszkanie i pracę. Jeśli oczywiście kobieta pracować chciała. Pracowało około 47% kobiet, czyli mniej więcej tyle co teraz.


Dyskretna Reklama

Koniec Dyskretnej Reklamy


Przepraszam, zebrało mi się na propagandę sukcesu. Co do kawalera, to dowiedziałem się, że dorabia na część etatu pracując z młodzieżą w wieku "gimnazjalnym", używając dzisiejszego słownictwa. To mi wystarczyło.



czwartek, 8 stycznia 2015

O muzealniku, który nie został agentem

Dlaczego ludzie wierzą?
Bo chcą wierzyć.
Dlaczego ludzie się boją?
Bo chcą się bać. 

Wzbudzanie w ludziach strachu, a przynajmniej głębokiego niepokoju, było jednym z podstawowych narzędzi Służby Bezpieczeństwa. Strasząc mogłem zdobywać informację, zniechęcać do wywrotowych działań, a nawet zdobywać agenturę, choć taka zaszantażowana agentura rzadko przynosiła wartościowe informacje. No, ale cóż... z braku laku... Niestety, odpowiednie rozmowy ostrzegawcze, czy werbunkowe, nie zawsze przebiegały tak, jakbym sobie tego życzył. 

Dyskretna Reklama

Koniec Dyskretnej Reklamy

Pewnego razu przełożeni zaczęli przeglądać papiery i ze zdumieniem odkryli istotne braku na odcinku "zabezpieczenia operacyjnego"... pracowników muzeów. Czyli, że nie ma wśród nich żadnego tajnego współpracownika. Trzeba było kogoś zwerbować.



poniedziałek, 5 stycznia 2015

Jak SB wyrwała księżniczkę z objęć bestii

Był sobie kiedyś taki system społeczno-ekonomiczny, który nazywał się feudalizm. W feudalizmie miejsce jednostki w układzie społecznym warunkowało dostęp do ograniczonych dóbr. Podobnie było w PRL. Na szczycie była elita PZPR, partyjni dygnitarze. Potem, niżej, drobniejsi hierarchowie, zajmujący często stanowiska w ważnych zakładach pracy. I ta partyjna  elita trzymała się razem, razem biesiadowała i razem cieszyła się z panującego ustroju. A każda elita, czy chodzi o książęta, szlachtę, czy baronów PZPRu, zazdrośnie strzeże czystości swej grupy. A szczególnie zazdrośnie strzeże swoich córek. 

Dyskretna Reklama

Koniec Dyskretnej Reklamy

I właśnie od córki jednego z partyjnych dygnitarzy rozpoczyna się cała historia. Otóż zaczął się nią interesować jakiś człowiek "z zewnątrz". Zupełnie zawrócił jej w głowie. Zafascynował ją w szczególności swoją śmiałą działalnością opozycyjną, o której szeroko opowiadał. Przedstawiał się nawet jako specjalny, tajny emisariusz jednego z czołowych działaczy Solidarności. Kiedy córka opowiedziała to wszystko ojcu, ten zaniepokoił się na kilka sposobów. Że obcy, że opozycja, że na córkę ideologicznie źle oddziałuje etc. A że był dygnitarzem w feudalnym PRLu, to dogadał się z moim przełożonym, że Służba Bezpieczeństwa ma podejrzanego absztyfikanta rozpracować.


piątek, 2 stycznia 2015

Ballada o niezłomnym opozycjoniście część 2 z 2.

W poprzednim poście opowiadałem o Antonim Abackim, który wykazywał się wzorową opozycyjną postawą, bo wydawał ulotki i je roznosił, a kolegów nie wydawał i na nich nie donosił. I poszedł za to razem z nimi na rok do więzienia. 

Dyskretna Reklama

Koniec Dyskretnej Reklamy

Ufny w możliwości ludowego systemu penitencjarnego w zakresie resocjalizacji więźniów politycznych miałem nadzieję, że z A.A. więcej nie będę musiał mieć do czynienia. W szczególności nie wyobrażałem sobie, że A.A. powróci na ochraniany przeze mnie obiekt. Było jednak inaczej. A.A. wrócił dokładnie tam, skąd przyszedł. Rozmawiałem delikatnie na ten temat z odpowiednimi osobami wskazując na niestosowność tak dalekiej dbałości o wroga ludu po wyroku, ale dano mi do zrozumienia, żebym sobie poszedł i w sprawy kadrowe się nie wtrącał. 

Co było robić! Mogłem jedynie wzmocnić czujność. Bo więźniowie polityczni miewają dużą skłonność do recydywy. Tutaj niewiele różnią się od kryminalnych. Rutynowo umiejscowiłem więc odpowiednich tajnych współpracowników w okolicy A.A. i czekałem na jego kolejne, antypaństwowe działania.