środa, 19 listopada 2014

Seks na receptę, czyli SB i przeszukania

Niedawno dostałem anonimowy komentarz, w którym autor prosi o napisanie czegoś o przeszukaniach, przesłuchaniach i psychicznym trafianiu do figuranta. A że ze służby został mi zwyczaj reagowania na anonimy, to w dzisiejszej historii będzie trochę na ten temat. 

Dyskretna Reklama

Koniec Dyskretnej Reklamy

Dostaliśmy kiedyś sygnał, że pewien mężczyzna może być zaangażowany w działalność wywrotową. Mówiło się o sporej ilości ulotek. Sygnał był na tyle mocny, że mogliśmy prosić prokuratora o zgodę na przeszukanie. I zgodę taką dostaliśmy.

W trakcie przeszukania nie znaleźliśmy ulotek. Znaleźliśmy jednak coś lepszego: zbiór pornograficznych kaset wideo. A pornografia w PRLu była... na receptę. Dosłownie - żeby móc posiadać świerszczyki bądź filmy dla dorosłych, potrzebne było zaświadczenie od seksuologa. Bo Władza Ludowa dbała o moralną czystość swoich obywateli.

Mężczyza zbiór kaset miał, bo podpieprzył je w jakiejś niemieckiej wypożyczalni. Usłyszał więc nie tylko, że posiadał nielegalne materiały, ale że jeszcze kradzione! I przemycone! i to z obcego mocarstwa! Kiepska sytuacja. Mógł za to pójść do więzienia. No i rodzina by się dowiedziała, co zrobił... A rodzina z małej wsi, więc wszyscy by się dowiedzieli. Taki wstyd matce przynieść?

Ale Służba Bezpieczeństwa nie chciała przecież robić człowiekowi kłopotu. Służba rozumiała ludzkie sprawy. Ale Służba też liczyła na zrozumienie. Zrozumienie i pomoc we wspólnej walce o dobro kraju, o dobro socjalistycznej ojczyzny. A pomoc taką rozpoczyna się zawsze w ten sam sposób: biorąc kartkę, długopis i pisząc "Ja, niżej podpisany, zobowiązuję się do współpracy..."

I nasz przeszukiwany zrozumienie to wykazał. I stosowne zobowiązanie do współpracy z nami podpisał. I nie tylko, że podpisał, ale jeszcze przynosił w miarę ciekawe informacje. A za każdą taką informację dostawał zwrot jednej z kaset. A zanim jeszcze się kasety skończyły, do spotkań z nami tak się przyzwyczaił, że utrzymywał z nami współpracę długo po tym, jak zwróciliśmy mu wszystkie. 

Powiadają, że wszystko dobre, co się dobrze kończy. W myśl tej zasady, przeszukanie zakończone werbunkiem uznawałem za bardzo dobre przeszukanie.

A na bonus: jak wyglądała 

procedura przeszukania


Do człowieka pukaliśmy najczęściej punktualnie o 6:00 rano. Bo ludzie wtedy są w domu i mamy długi dzień na czynności. Zwykle scenariusz tego wydarzenia wyglądał tak samo. Zaspany człowiek otwiera, wchodzi dwóch smutnych panów w cywilu i jeden mundurowy. Przepraszają za najście, pokazują odpowiednie dokumenty i proszą o współpracę. Następnie budzi się wszystkich domowników i zbiera w kuchni pod okiem milicjanta i oficera SB. Drugi oficer prosi jedną z osób, by towarzyszyła mu przy przeszukaniu najważniejszego pomieszczenia: łazienki. Bo wkrótce ktoś może chcieć z niej skorzystać. W łazience sprawdza się oczywiscie szafki, ale też pralkę, schowki rewizije, kanały wentylacyjne, spłuki itd. Zauważcie, że gdyby procedury tej trzymano się przy przeszukaniu Barbary Blidy, dziś kobieta by żyła. Bo przy rewizji łazienki broń, z której posłanka się zastrzeliła, zostałaby znaleziona.

Następnie wraca się do kuchni i prosi o ujawnienie wszelkich kosztowności, gotówki, przedmiotów szczególnie cennych. Potem prosi się o ich zebranie w jednym miejscu i oddaje do pilnowania jednemu z domowników tak, żeby żaden oficer SB nawet nie musiał ich dotykać. Wreszcie, przy asyscie wyznaczonej osoby przeszukuje się kuchnię. Bo wkrótce przyjdzie czas na robienie śniadań, kawy, herbaty. Potem przeszukuje się przedpokój. A potem każdy pokój po kolei.

Podstawową troską oficerów SB przy przeszukaniu było zachowanie porządku i szanowanie ludzkiej prywatności na tyle, na ile to tylko możliwe. My nie chodziliśmy do bandytów na których można krzyczeć, a potem ich zamknąć w więzieniu. My chodziliśmy do naszych przeciwników politycznych, z którymi zamierzaliśmy jeszcze rozmawiać.

Tak więc książki ściągało się z półki po kilka na raz, przeglądało i odkładało na półkę w odpowiedniej kolejności. Wszystkie sprawdzane przedmioty wracały na swoje miejsce. Ubrania traktowano z jeszcze większą subtelnością. Prosiło się osobę - najczęściej panią domu, żeby wyjęła część ubrań i ułożyła na stole czy tapczanie. Następnie złożone ciuchy się delikatnie przeglądało, nie ruszając ich z kupki, po czym prosiło o odłożenie ubrań na miejsce i o okazanie w podobny sposób ich następnej parii. Podobnie było z bielizną pościelową.

Nie oznacza to, że byliśmy pobieżni. Przeciwnie, dobra rewizja to rewizja systematyczna. Zwracaliśmy zwłaszcza uwagę na naturalne schowki. Na przykład szuflady wyciągaliśmy w całości, bo mogły być krótsze i skrywać zrobione za nimi schowki. Albo mogły mieć przyklejone dokumenty pod dnem. Sprawdzaliśmy też pod dywanami, w tapczanach, pod łóżkami. Ale nie rozbijaliśmy domu w drzazgi. Nie szukaliśmy w głośnikach, nie rozkręcaliśmy pralek, czy kuchenek (ale do piekarnika zaglądaliśmy). To nie było poszukiwanie narkotyków czy aparatury szpiegowskiej, tylko ulotek, materiałów wywrotowych.

Tak więc zapomnijcie o pokazywanych w filmach rozrzucaniu książek, przewalaniu i mięciu bielizny osobistej, robieniu bałaganu. Nic takiego się nie zdarzało. Zostawialiśmy za sobą zawsze ład i porządek. Nawet szklanki po sobie myliśmy. A zdarzało się że i po właścicielu mieszkania.

Dyskretna Reklama

Koniec Dyskretnej Reklamy



8 komentarzy:

  1. Śmieszne (0) Nudne (0) Wkurzające (0) - Brakuje "ciekawe".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawiłem. Kosztem "nudne" co prawda, ale naprawiłem.

      Usuń
  2. bardzo dobry artykuł. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie zastanawia jedno - Wy (pewnie ma Pan na myśli siebie i najbliższych kolegów w pracy) nie rozbijaliście domu w perzynę, gdy przeszukiwaliście opozycję. Ale co z resztą przypadków? I jakby Pan nazwał kategorie przeszukiwanych poza opozycją?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piszę o tym co wiem, czego doświadczyłem, co sam robiłem. A przeszukania poza opozycją? O co chodzi, o kwestie kryminalne? To była sprawa Milicji, tak jak dzisiaj Policji. A ja z nimi miałem styczność o tyle o ile mi byli potrzebni.

      Usuń
  4. "My nie chodziliśmy do bandytów na których można krzyczeć, a potem ich zamknąć w więzieniu. My chodziliśmy do naszych przeciwników politycznych, z którymi zamierzaliśmy jeszcze rozmawiać."

    Mądre to było?
    Bandyci kradli samochody, biżuterię, sejfy i kosztowności.
    A wasi przeciwnicy polityczni przygotowywali się właśnie do skoku na stocznie, banki, fabryki, browary, cukrownie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń